Recenzja filmu „Kot w butach: Ostatnie życzenie” (2022) Joel Crawford
Do momentu realizacji drugiej części przygód tzw. „Kota ze Shreka” CV Joela Crawforda nie powalało. Druga część z serii „Krudowie” i świąteczny krótkometrażowy spin-off „Trolli”. Cóż, to nic nie znaczy, to o niczym nie świadczy. Dodatkowo podbudowały mnie opinie, jakoby był to film niezwykły i w ogóle absolutnie udany. A już postać wilczej śmierci, która przewijała się na kompilacjach youtube’owych była wychwala pod niebiosa i podniecali się nią wszyscy miłośnicy animacji. No i w końcu, został ten film przeze mnie z tej dużej dozy ciekawości obejrzany. I co? I ciekawość zabiła… kota.
Napisze szczerze, że z dwójki drugoplanowych pomocników Shreka, to Osioł jest moim faworytem. Niemniej, rozumiem że to Kot w butach jest bardziej pożądaną postacią z tej dwójki przez widownie do robienia własnych spin-offów, z resztą przecież to już druga część przygód owego kota. Tym razem technika animacji została zmieniona i nie mamy już takiego realizmu, na rzecz bardziej bajkowatej formy. Czy wyszło to na dobre? Jeśli chodzi o tempo bajki to tak.
No ale te wizualne plusy nie mogą przesłonić minusów. A jest ich sporo. Przede wszystkim, ta historia jest tak prosta, szybka i przelatuje przez głowę jednym uchem i wychodzi drugim, że właściwie po obejrzeniu w ogóle zostawia obojętnym. Naprawdę, scenariusz i sam pomysł mimo dobrych chęci kuleje i leży na całej linii. Nie ma tu kontekstowych żartów niczym w „Shreku”, nie ma także zacięcia przygodowego jak w innych produkcjach „DreamWorks”. No oczywiście można powiedzieć: przecież ta historia to bohaterska opowieść o Kocie w butach! Taka z morałem i przesłaniem! Okej, szkoda, że ten morał i przesłanie przez ostatnie 70 lat w animacjach kinowych przewijał się jakieś miliony razy i wali truistycznym młoteczkiem z siłą wymowną pasikonikowi.
„Kot w butach: Ostatnie życzenie” to film dla dzieci i fanów Shreka. Trudno mi powiedzieć, czemu ta animacja dostała nominacje do Oscara, a także trudno mi zrozumieć zachwytów nad nią. Jest to Animacja zupełnie przeciętna wizualnie i gorzej niż przeciętna scenariuszowo. Takich oto animacyjek jest rocznie kilkanaście. Nic odkrywczego, nic ciekawego. Kot żyje i z miasta Łodzi pochodzi. (Bo ta ciekawość, której nie było, to go wcale nie zabiła).
Ocena: 4/10