Recenzja filmu „Całe to piękno i krew” (2022) Laura Poitras
Plaga przepisywania i „leczenia” społeczeństwa opioidami w USA ma skalę olbrzymią i ciągle narastającą. Zdecydowanie duży odsetek uzależnionych od heroiny czy innych narkotyków opioidalnych wiąże się z bezcelowym i bezsensownym (jest w tym cel, ale o tym potem) przepisywaniem na byle przypadłość bólową silnych opioidów (nawet bóle zębów!), a także zaniechanie terapii behawioralnych, kognitywnych i ogólnej organicznej pracy z psychologiem, psychiatrą i psychoanalitykiem, a postawieniu na destrukcyjne podawanie pacjentom psychiatrycznym tego typu specyfików, jako droga na skróty. Ba! Nawet w Polsce możemy doświadczyć coraz bardziej zbierającej żniwo tendencji do przepisywania opioidów pacjentom. Dlatego w tym zaklętym kręgu interesu producentów, pewnego systemowego zaniechania ku pacjentom i marazmu nieświadomych uzależnionych wyszła naprzeciw jedna kobieta, fotografka Nan Goldwin.
Czy walka o świadomość pacjentów i z dynastią farmaceutyczną Slackerów, a także systemowym porzuceniem tematu jest warta świeczki? Oczywiście! Jest to niezwykle szlachetne. Lecz niestety doraźnie skuteczne. W dokumencie opór Goldwin mimo bycia wręcz poetyckim, niczym z antycznego dramatu, jawi się jako walka z wiatrakami, których przybywa więcej i więcej.
Oprócz donkichotowatości głównej, szlachetnej bohaterki mamy tu cały prywatny rys psychologiczny i motywacyjny aktywistki. No i o ile ten aspekt wiele krytyków czy widzów uważa za niepodważalny plus, o tyle ja widzę jako pewien zgrzyt. Czemu? Łatwo jest podważyć pod tezę aktywistę/społecznika, który „uwypukla się”. Pamiętajmy, że wielu ludzi po prostu przez takie pokazanie Goldwin uzna ją za absurdalną personę i dziwaka, nie zrozumie jej intencji i motywacji, uzna je za wydumaną jednostkową przyczynowość. Rozumiem, że to pewien pomnik dla niej, jednak dokument tego kalibru i poruszający tak ważny temat (sam nie ukrywam, że także jestem oratorem zatrzymania fali opioidowej i ogólnej świadomości uzależnień społecznych) musi się ocierać o patos i „zwykłość niezwykłego”, nie przyziemność celu i ekstraordynaryjność osoby (należałoby odwrócić formę retoryczną).
„Całe to piękno i krew” to film ważny. Stworzony z pobudek szlachetnych i godnych zauważenia. Jednak formalnie, pomijając treść, jest odrzucającym od tematu szeroką widownie. Wiem, że moja opinia może być kontrowersyjna, ale uważam, że po prostu tak ważny temat powinien być bardziej skierowany ku widzowi masowemu.
Ocena: 5/10