Recenzja filmu „Samiec alfa” (2022) Katarzyna Priwieziencew/Igor Priwieziencew
Pisząc, a właściwie postując recenzje filmu, który jest jasną krytyką frazesowszczyzny dzisiejszej instagramowej kultury, lub w ogóle kultury social mediów, gdzie zawsze który to bardziej mniej merytoryczny, a bardziej krzykliwy koczkodan jest guru rzeszy, bo przecież jego aparycja nie może być mylącą, a liczna grupa utwierdzająca autorytet na pewno się nie myli, można zapętlić się w pewne sprzężenie zwrotne własnej hipokryzji. No bo tak, ja będę chwalił państwa Priwieziencew, że postawili sobie za cel zjechanie od góry do dołu w formie trochę nie wyszukanej czarnej komedii kultury Instagramach bożków, wszyscy uściśniemy sobie dłonie parafrazując największego obywatela Legnicy, że „dobrze chłopaki robią i dobry przekaz leci” i świat uratowany. No ale nie, bo zrobienie frazesowego filmu o frazesach siłą rozpędu jest czymś zupełnie niezrozumiałym, a chwaląc taki podśmiechujkowaty film o idolach tłumów z Instastory i grupek na Facebooku, który i tak w swojej wymowie jest zupełnie samobójczy i może być wręcz odbierany jako mimowolna pochwała coachingu i gawędziarstwa truizmów za pieniądze.
Dosyć kameralna konstrukcja i realizacja jest tu akurat plusem, ale wadzi tu trochę przejaskrawiona gra stereotypowych mężczyzn, którzy korzystają z usług owego guru jak i sam guru. Czy w ogóle ta komedia jest śmieszna? No to pojęcie subiektywne i zależy, jak bardzo na poważnie do tej pory braliśmy tautologie i darcie mordy wypierdów coachingowych na poważnie. Jeśli nadal uważamy, że jest to prawda objawiona, pewnie prędzej będziemy sfrustrowani niż rozbawieni, bo film lekko, ale jednak wali z liścia w policzek ludzi (nie tylko mężczyzn) słuchających nagminnie jak mantry wynurzeń mędrców z kosmosu drących swoją jadaczkę do smartfonów. Jeśli jednak ma się świadomość błahości i głupoty coachingu zastałego, będzie to średniawo śmieszna satyra. Właściwie, to mam wątpliwości czy którąś z grup będzie ten film realnie śmieszył, bo czasami ta stereotypizacja mężczyzn zakrawa o kabaret w telewizji, a nie fabułę.
No dobrze, koniec końców na co tak narzekam, że skoro od razu pochwaliłem sam zamysł to za chwilę nadmieniłem nieudolność projektu? Przede wszystkim wycofuje się on ze swojej retoryki i robi jakiś formalny fikołek w ostatnim akcie filmu. Twórcy sprawiają wrażenie, jakby przestraszyli się własnej szarży intelektualnej i koncepcyjnej na bagno coachingu i w ramach myśli która do nich dotarła: „O Boże! Przecież my możemy tym kogoś urazić! Albo nawet nie zarobić bo większość ludzi pomyśli, że film jest wymierzony w nich i ich przekonania!” w ostatnim akcie idą w symetryzm i mówią: „Nie no wszystko spoko takie żarty, nie lubimy co prawda coachingu, ale róbta co chceta, w sumie to może to ta druga strona jest głupia i nie ma racji?”. Po prostu twórcy stchórzyli metr przed metą i uciekli w krzaki zamiast dobiegnąć do celu.
„Samiec alfa” paradoksalnie chcąc wyśmiewać frazesy sam jest… frazesem. Na koniec filmu nie pozostaje nam nic innego jak pokręcić z niedowierzaniem głową jak koncertowo twórcy zmarnowali potencjał na naprawdę potrzebny, ciekawy i śmieszny film, a zamiast tego wyszedł suchar i strzelanie pociskami w swoje własne kolana.
Ocena: 3,5/10