Recenzja filmu „Blondynka” (2022) Andrew Dominik
Marylin Monroe przez ogół ludzi jest uważana za ikonę, kobietę, która była wyznacznikiem kobiecości. Tylko nikt właściwie już nie wie dlaczego, a ludzie przyjęli legendę bezkrytycznie i sami nie wiedzą dlaczego. Trudno też znaleźć ludzi, którzy faktycznie oglądali filmy z Marylin lub ewentualnie w latach 50tych mieli po 20 lat. Niemniej, legenda Normy Jeane nadal trwa, a tym bardziej dla społeczeństwa szokującym może być ekscentryczna biografia Marylin stworzona przez Andrew Dominika.
Dlaczego? Bo nie jest to zwykły biopic, a właściwie eksperyment filmowy. Dominik zawsze był wizjonerem i trudno było mu się przebić do szerokiej gawiedzi, jednak podejmując temat najbardziej legendarnej aktorki, a może i w ogóle kobiety lat 50tych XX wieku, reżyser wystawił się na widok publicznych i zaserwował miejscami zakrawającą o groteskę filmową i muskającą zabiegami formalnymi nawet elementy surrealistyczne i poetyckie film monumentalny w wykonaniu, niejednoznaczny w odbiorze i zupełnie niestrawny dla zwykłego widza.
Powiem szczerze, że całkiem mi się ten przewrotny koncept podoba. Oto najbardziej mainstreamowa persona w historii kina przeradza się w coś osobliwego dla mainstreamu. I to przez pryzmat własnego życia. Dominik dwoił się i troił, żeby metaforami, mniej lub bardziej udanymi pokazać nam dualność postaci Normy Jeane i samej wykreowanej maski Marylin Monroe. Tą metaforyczność można by przełożyć na personę kobiety w czasie mediów społecznościowych, kiedy to ogół może przybrać także maskę Marylin, ikony seksu, kobiety powierzchownej i efektownej będąc jednocześnie poranioną, samotną i melancholijną Normą Jeane.
No właśnie, czy jest to właściwie film o Marylin Monroe? Moim zdaniem, jedynie o Normie Jeane. O tym dlaczego stworzyła postać Marylin, o tym dlaczego w niej trwała i o tym dlaczego ją zniszczyła. A przede wszystkim, o tym jak gorączkowe poszukiwania ojca przez całe życie wypaliło ogromną dziurę zalewaną jedynie kolejnymi „tatuśkami”, klonazepamem i alkoholem. W galanterii i świecidełkach próżniackiej Marylin, gdy gasło światło kuliła się tylko bezbronna Norma Jeane i skamlała, „Gdzie jesteś, tato?” i czytała po raz kolejny domniemany list od niego, a może to wszystko było tylko imaginacją z żalu?
Nie jest to jednak film wybitny, a pewne zabiegi są nietrafione. Pierwszy akt moim zdaniem jest bardzo zniechęcający i dużo widzów może już po nim odpuścić sobie dalszy seans. Zabiegi artystyczne też o ile są efektowne wizualnie, czasem są wydmuszką. Końcowo też mam pewne obiekcje co do samego filmu jako zamysłu i to wizjonerstwo Dominika czasami jednak przekracza granicę pretensjonalności i zamienia film w „reklamę perfum Diora” z morałem.
„Blondynka” to z zamysłu film dla szerokiej publiczności, a przy tym eksperymentalny. Dosyć antagonizujący sam siebie, wręcz czasem zaprzeczający sam sobie. Trochę film dla nikogo albo tylko dla wprawionych w boju kinomanów. Jednak, przez pryzmat tego, że jest to film metaforyzujący pewne bardzo aktualne względem naszych czasów przesłanie i dydaktykę, może być wartościowym dla każdego.
Ocena: 5/10