Recenzja filmu „Moja lewa stopa” (1989) Jim Sheridan
Wcale nie tak dawno wszyscy zachwycali się rolą Dawida Ogrodnika w „Chce się żyć”. Jednak mało kto pamiętał o jednej z największych ról Daniela Day-Lewisa i największych ról lat 80-tych w ogóle, która właśnie została inspiracją do stworzenia kreacji Ogrodnika.
A warto przypomnieć rolę Day-Lewisa nie tylko ze względu na niego, ale i sam przefantastyczny oldschoolowy film, który prawdopodobnie jest jednym z największych motywatorów w historii dziesiątej muzy. Może się wydawać na pozór, że będzie to film ckliwy, tanio grający na emocjach oraz uczuciach i robiący z widzów idiotów. Nic podobnego, jest to przepiękne świadectwo walki człowieka, którego ciało zakuło w okowach bólu, ale nie cierpienia.
Christy Brown, irlandzki malarz i poeta cierpiał na prawie całkowity paraliż ciała. Szczątkowo i konwulsyjnie poruszał głową, mówienie przychodziło mu z trudem, a swobodnie poruszać mógł jedynie swoją lewą nogą. I mimo to ukochał tak poezję i malarstwo, że postanowił na przekór swojemu losowi i ludzkim osądom być malarzem i poetą. Z resztą, był artystą takiego kalibru, że tylko kłaniać się mu w pas.
„Hamlet to kaleka, nie umie podjąć decyzji!” – mówi Christy Brown, kiedy jego terapeutka pyta co sądzi o dziele Shakesepeara. Przewrotne. Ale właśnie ta niepokorna, nieprzejednana dusza z wolą ze stali jest antyhamletem. Wolą człowieka, który mimo swojego bólu pragnie mieć cel. Christy Brown odczuwał ból, ale nigdy nie poddał się cierpieniu.
„Moja lewa stopa” to piękne świadectwo wielkiej duszy, a przy tym wielki popis aktorski Daniela Day-Lewisa, kolejnej nomen omen wielkiej, nieugiętej woli człowieka, który aby wcielić się w rolę postanowił nie wstawać ze swojego wózka nawet poza kamerą, a koledzy z planu musieli go karmić. Ta rymująca się wręcz w filmie praca tytanów to jakieś nienamacalne, nieopisywalne piękno woli, piękno walki, a w końcu piękno człowieka i zwyciężanie z sobą samym. Najtrudniejszym rywalem wolności.
Ocena: 7/10