Recenzja filmu „Magic Mike: Ostatni taniec” (2023) Steven Sorderbergh
W 2012 roku Steven Soderbergh wylazł ze swojej groty po spieprzeniu prozy Lema słabą ekranizacją oraz przebojach z duologią o Che, która wyszła co najmniej dyskusyjnie i zapragnął być chippendalesem. Tak ten stary erotoman-gawędziarz, który zaczynał od „Seks, kłamstwa i kasety wideo” znowu chciał pokazać światu, że lubuje się ostentancji. No ale Soderbergh nigdy nie był Walerianem Borowczykiem i nie robił erotyków, tylko erotyzm popcornowy, amerykańsko-popkulturowy – dla bardziej romantycznych Europejczyków i bardziej pruderyjnych Azjatów, niestrawny.
Jednak „Magic Mike” był czymś można powiedzieć niespotykanym bo film o budżecie 7 milionów dolarów zarobił, uwaga, 167 milionów dolarów. To jest kosmiczny box office, po prostu niesamowite. No i właśnie tu jest pies pogrzebany, że ten projekt odniósł niebotyczny sukces w USA, ale właściwie to tylko dlatego że… byli tam tańczący nago Matthew McConaughey i Channing Tatum.
W najnowszej części nie ma już McConaughey’a, ale jest Tatum, który strasznie się ostatnio sypnął. Po twarzy widać szokujący fakt, że ma on już 42 lata! Jako rekompensatę zupełnie nie wiadomo dlaczego Soderbergh wkleił nam tu Salmę Hayek. I równie dobrze mogło by jej nie być, bo jej rola jest pusta.
W ogóle ten film to jest żenada motywacyjna. Wszystko zmierza do tego końcowego tańca, wszystko jest rozwleczony, głupie, pompatyczne, jednocześnie infantylne. A jak już na koniec mamy w końcu ten taniec, to wygląda on jak jakieś połączenie koncertu „Stomp!” (tych chłopów co stepują po teatrach) i „Deszczowej piosenki” pomieszanej ze szkolnym musicalem i „Step-up’em”. Nie wiem, może Soderbergh zatrzymał się w czasach gdy w telewizji leciała Christina Aguilera i „Genie in the bottle”?
„Magic Mike: Ostatni taniec” to jest film-głupota, film-nuda, film-bezsens. Może i coś tam zarobił, ale niesmak jaki (znowu) po sobie pozostawia Soderbergh (i nie chodzi mi broń Boże o goliznę, czy tańczącego Channinga Tatuma, ale o jakość tego) jest potworny. I znowu jak to bywa z Soderberghiem po zrobieniu grande kaki wróci na kilka lat do jaskini, a jak smród opadnie wylezie z kolejnym pięknie opakowanym… no już wiadomo z czym wyjdzie.
Ocena: 1/10