Recenzja filmu „C’mon C’mon” (2021) Mike Mills
Oglądając „C’mon C’mon” nie można nie zauważyć podobieństwa z wendersowskim „Alicja w miastach” z 1974 roku. Czarno białe kadry podróży dziennikarza, który zaczyna powątpiewać w swoje życie, z dzieckiem. Co prawda w klasyku Wendersa, widzimy podróżowanie po Niemczech, jednak te filmy w gruncie rzeczy są bliźniacze i nie sposób nie odnieść wrażenia, że Mills nie chciał zrobić quasi-remake’u tego filmu.
Jest jednak pewna różnica, bo o ile sama struktura i fabuła jest łudząco podobna, to emocjonalność jest niekoniecznie identyczna. Film Wendersa jest zupełnie bardziej melancholijny i surowy, natomiast Millsa empatyczny, a jego retoryka jest zupełnie bardziej wyrozumiała i „przytulna”. Wiele ludzi uzna, że ten film to bajanie truizmami i sama nuda. Rozumiem pewne uwagi, co do tego, że film jest nurzący, ale uważam, że w porównaniu do pierwowzoru jest zupełnie bardziej kompaktowy.
Joaquin Phoenix tym razem nie gra roli monumentalnej, ale solidnej w swojej kameralności. Taką jakiej oczekiwalibyśmy po tak „wyciszonym” filmie. Jest jednak coś cieszącego oko, widząc po jakiejś dekadzie ról Poenixa jako niezwykle charakterystycznych postaci w końcu bardziej „zwykłą” personę. Co bardziej jednak rzuca się w oczy, jest rola Woody’ego Normana, około jedenastoletniego chłopca wówczas, grającego siostrzeńca postaci granej przez Phoenixa. Wow! To dziecko gra jak stary! Zupełnie nie widać, że jest… dzieckiem! Chciałoby się krzyknąć, bo Norman zupełnie wywraca do góry nogami wszystkie stereotypy związane z grą dzieci, która zazwyczaj jest albo ckliwa albo nienaturalna.
Ten film jest wybitnie, nie do opowiadania, a do przeżycia i zobaczenia na własne oczy. Choć może słowo „przeżycie” jest tu trochę nietaktowne, a bardziej nauczenie się razem z chłopcem i jego opiekunem pewnych prawd oczywistych, bądź przypomnienie sobie ich, co może wcale nie być tak dziecinnie proste.
„C’mon c’mon” jest filmem udanym, spełniającym swoją rolę dzieła empatyzującego, jednak nie jest pozbawione niestety wtórności, przez fakt bycia domniemanym remakem „Alicji w miastach” Wendersa. Choć ten fakt, nie będzie żadnym problemem widowni, która nigdy się z filmem Wendersa nie zetknęła, a która jest w przeważającej większości.
Ocena: 6/10