Recenzja filmu „Till” (2023) Chinonye Chukwu
Chinonye Chukwu nie jest za bardzo znaną ani za bardzo doświadczoną reżyserką. Jednak jej skromny film „Till” wzbudził o tyle zainteresowanie, że nominowany był do Saturnów, a także dystrybuowany nawet w niektórych polskich kinach mając oficjalną premierę. Walka o prawa czarnoskórych w USA w latach 50-tych i postać Mamie Till to gotowiec na dramat. Czy aby na pewno?
Jednak nie, bo scenariusz „Till” to tragedia. Nie mogę nie odnieść wrażenia, że Pani Chukwu robiła ten film z myślą, że jego celowość wyjdzie ponad jego formę. No i nie wyszło. Dialogi są okropne, dosłownie albo bezemocjonalne albo przeszarżowane. Jakoś trudno w ogóle złapać cały kontekst emocjonalny bo wszystko jest „poza” widzem. Nie wiem kim ci ludzie są, nie wiem co się stało, jakie były motywacje pobocznych postaci. Nic nie wiem. Introdukcja leży na całej linii. Ten film jest przegadany. To czasem dobrze, ale nie jest to dobre kiedy dialogi są okropne i nie zmierzają donikąd. Monologi z resztą też.
Kolejny fakt to to, że montaż też w dużym stopniu kuleje. Zabiegi techniczne są dziwne. To nie jest film eksperymentalny, a dramat obyczajowy, więc gryzie mi się tu wszystko. Jakieś to wszystko nie trzymające się kupy, a z drugiej strony zbyt sztywne. Osobliwie słaby twór.
Co do aktorstwa też można mieć jakieś zarzuty, ale tu Danielle Deadwyler i Whoopi Goldberg podnoszą poziom filmu i dźwigają swoją powinność. Co do tych dwóch pań – zarzutów brak, można nawet pochwalić za kunszt w obliczu zepsutych i złych dialogów.
„Till” to film, który miał poruszać ważną społecznie sprawę, a poruszył jedynie dyskusje o tym jak można łatwo zepsuć dobre chęci i dobry temat filmowy paskudnym scenariuszem i mierną reżyserią. Film zebrał garstkę widzów w kinach w Polsce i trudno się dziwić, bo nie miał zbyt rozległej kampanii, a poza tym i pomimo całej powagi tematu zabójstwa syna Mamie Till na tle rasowym, jest to zupełnie nieudolnie przedstawione dziedzictwo bojowniczki o prawa rasowe.
Ocena: 3/10