Recenzja filmu „Glass Onion: film z serii „Na noże”” (2022) Rian Johnson
„Na noże” było wielkim triumfem Riana Johnsona. Po tzw. Zniszczeniu Gwiezdnych Wojen, swoim autorskim filmem detektywistycznym udowodnił, że wszystko co robi ma swoją celowość, a jego własne koncepcje czasami są tak przewrotne, że widz aż skacze z radości. Czy jednak powracając do swojej już można powiedzieć „detektywistycznej franczyzy” Johnson znowu zaskoczył przewrotnością?
Konwencja filmu jest prawie identyczna co w pierwszej części, a widać, miłujący się w filmach detektywistycznych, tych klasycznych ze sznytem Christie, chce tym razem iść w koncepcje „Zabitego na śmierć” Roberta Moora z 1976 roku z niezapomnianą rolą amerykańskiego klasyka Trumana Capote’a. Podobnie jak w tamtym filmie, tu także wyskakuje nam plejada gwiazd Hollywood od Edwarda Nortona, przez Janelle Monae na Dave Bautista’e kończąc. Niestety, o ile zabite na śmierć był całkiem oryginalny 46 lat temu, o tyle „Glass onion”, jest wtórny i czasem nurzący, a sama intryga jest grubymi nićmi szyta oraz przewidywalna.
Oczywiście, jest to nadal całkiem dobra rozrywka, szczególnie jeśli chodzi o zasoby Netflixa, ale pozostaje na koniec duży niedosyt zmarnowanego potencjału. Mnie przede wszystkim bodło to, że znowu Edward Norton nie gra na miarę własnych możliwości i znowu dostaje rolę zupełnie „płaską” i losową jak na swoje standardy rolę, ot tak do odbębnienia.
„Glass onion” jest filmem rozrywkowym, a przy tym do zapomnienia. Nie jest filmem złym, ale nie wychodzi poza pewne ramy, co jest zawodem znając przewrotność Johnsona. Końcowo ten film jest taką cebulą, którą każdy polubi, a nikt się od niej nie spłacze ani nikogo zbytnio nie spuszy. Niestety, brakuje jednak jej trochę wyrazu i większych oczekiwań od widzów w kwestii fabularnej.
Ocena: 5/10