Recenzja filmu „Ewangelia wg Św. Mateusza” (1964) Pier Paolo Pasolini
Czy ateista może nakręcić najwierniejszą i najpiękniejszą opowieść o życiu Jezusa w historii? To pytanie wydaje się być zgoła absurdalne, ale jest jak najbardziej uzasadnione. 58 lat temu premierę miał film niezwykły, oto bowiem człowiek, który był zadeklarowanym ateistą, krytykiem Kościoła Katolickiego jak i w późniejszych latach za „Salo, czyli 120 dni sodomy” jawił się we Włoszech jako parias kulturalny tworzy najwierniejszą ekranizację życia Chrystusa. Zekranizowaną w formie 1:1 zgodnie z tekstem Ewangelii według Świętego Mateusza, tej najbardziej kronikarskiej i najbardziej w gruncie rzeczy obrazowej i rzeczowej, takiej która została wpisana przez Watykan na listę filmów, które w szczególny sposób propagują wartości religijne, moralne lub artystyczne. I to wszystko stworzone rękoma ateisty!
Może się zdawać w ogóle absurdalny sam pomysł zekranizowania Ewangelii w formie kalki, jednak to co uderza od razu widza, to że ta dziwność, mistycyzm i niedopowiedzenia Biblii tak pięknie wtórują kolejnym ujęciom, a Jezus jawi się nam nie jako cudotwórca, ale jako „iskra boża”, która swoją charyzmą i mądrością doprowadziła do upadku pewnego rodzaju feudalizmu. Oto król zastępuje królów chciałoby się powiedzieć, jednak nie o tym mowa, Jezus nie ma tu postaci króla, a miłosiernego rebelianta, który walkę z tyranią i uciskiem kładzie jako cel nadrzędny swojego bytu na ziemi.
No dobrze, ale czy ten film w ogóle trafia do ludzi niewierzących, albo innej religii? Moim zdaniem jak najbardziej. Wynika to przede wszystkim z dwuznaczności i niedosłowności samego scenariusza, czyli w tym przypadku tekstu Nowego Testamentu. Mnóstwo luk interpretacyjnych, wywody Jezusa i jego przypowieści oraz scenki rodzajowe z kontekstem historycznym i społecznym. To wszystko zamyka się w monumentalny, ale nie pompatyczny, obraz i świadectwo dziejowe jak to nazwał sam Pasolini „Największego rewolucjonisty w dziejach ludzkości”. Przepięknie tu także ukazana jest sama Maryja, którą zagrała matka Pasoliniego. Jako Maryja zadumana, ta przypominająca często bardziej matkę zbawcy w rycie Prawosławnym czy Apostolskim Kościele Ormiańskim. Matkę, która po prostu kocha i boi się o swojego syna i cały czas właściwie żyje na pograniczu bólu, smutku, pokory i nadziei.
Drugim faktem dla którego nawet niechrześcijanie znajdą tu piękno jest realizacja tego filmu. Pasolini nakręcił ten film mając za obsadę naturszczyków, ludzi wziętych prawie że z ulicy, gdzie wypatrywał kolejne rolę do filmu. Jest w tym coś przepięknego i symbolicznego, że obsadzając apostołów i Chrystusa „zwykłymi ludźmi” film wydaję się jeszcze bliższy ludzkości, a nie wzniosłości obietnic. Dodatkowo przepiękne czarno-białe kadry włoskich wsi i zmęczone twarze apostołów i Maryi oraz niewzruszona charyzma Jezusa przy akompaniamencie muzyki Odetty (nomen omen czarnoskórej działaczki na rzecz praw człowieka) i kongijskiego zespołu Les Toubadours Du Roi Baudoin jest czymś co daje motywacje każdemu do walki z nierównościami własnych czasów i stania się właśnie takim apostołem zmiany na lepsze.
„Ewangelia wg Św. Mateusza” nigdy nie miała oficjalnej premiery w Polsce przez cenzurę panujące ówcześnie władze PRL- owskie. Moim zdaniem bardziej przez retorykę walki ze złem tudzież opresją niż warstwę religijną. Końcowo bardzo wielka szkoda, że ten film, który moim zdaniem jest opus magnum Pasoliniego jak i najpiękniejszym filmem o tematyce chrześcijaństwa w ogóle jest praktycznie nieznany w naszym kraju, a także właściwie zapomniany na świecie, gdyż to on, a nie „Pasja” powinien być sztandarowym dziedzictwem życia Chrystusa w kinematografii. Końcowo, po trochę może i zbyt chwalebnym (ale usprawiedliwionym) wyniesieniu tego dzieła na sztandary, muszę stwierdzić, że tak, ten film będzie na pewno wartościowy, ciekawy i piękny dla każdego. Przede wszystkim dlatego, że to film ludzki, o synu bożym, który jest na wskroś ludzki i przewodzi ludźmi. Piękno wynika w tej jego ludzkości i lojalnemu przywiązaniu do ludzi. Każdy nieważne jakiej wiary czy pochodzenia, na pewno nie będzie mógł narzekać na ten film chociażby przez pryzmat interpretacyjny pod względem społecznym czy filozoficznym. Tu podkreślę, że warto też obejrzeć ten film pod kątem właśnie filozoficznym i filozofii samego Jezusa.
Ocena: 7,5/10