Recenzja filmu „Drive my car” (2021) Ryusuke Hamaguchi
Haruki Murakami nie był moim zdaniem pisarzem do końca, którego dzieła można byłoby dobrze zekranizować w kinie. Myliłem się. „Płomienie” Chang-dong’a Lee były obiektywnie bardzo dobrym filmem i otworzyły drogę kolejnym reżyserom do podejmowania rękawicy zekranizowania kolejnych książek pisarza-maratończyka. Rękawice podjął w końcu autor dosyć głośnego „W pętli ryzyka i fantazji”, Rysuke Hamaguchi. I prawdopodobnie wysmażył nam swoje największe dzieło.
Fakt, że „Drive my car” dostało nominacje do Oscara za najlepszy film (moim zdaniem był drugim najlepszym w stawce po „Diunie”), a także że wygrało kategorie najlepszy film międzynarodowy z „Najgorszym człowiekiem świata” i „Ręką Boga” może budzić podziw, ale też szok. Bo oto znów Hollywood wystawiło rękę do kina „wyższego”. Czy to dobry symptom? Czy tylko objawy snobizmu?
Moim zdaniem jest to przede wszystkim ilustracja jakości azjatyckiego kina, które przed dekady rosło w siłę, a także tego, że „Drive my car” jest po prostu dobrym filmem ocierającym się wręcz o arthouse.
Jest to film przede wszystkim ściśle niefabularny w swojej fabularności. Co to znaczy? Ano tyle, że nie chodzi tu fabułę, ale te „ciszę” między nią i niedopowiedzenia. W ogóle Murakami pisze dość interpretacyjne powieści jednak jak każdy jego czytelnik wie, są one czasem mocno wiejące kiczowatością, a Japończyk ma tendencje do przesadzania i wbijania pewnych zwiewnych tez nie piórkiem, a kowadłem. Czego ja nie za bardzo poważam w jego konwencji pisarskiej. Tu natomiast, w ekranizacji jego książki mamy te „tezy Murakamiowskie” przekazane bardzo zwiewnie i z gracją. Choć sceny te mogą nużyć i przeprawiać o ziewanie dużą część widowni, to właśnie taki sznyt natury slow cinema daje jeszcze większą zgodność fabularną z wydźwiękiem sensu filmu.
Moralizatorstwo w tym filmie jest praktycznie równe zeru, za to świetnie się wysuwa tu rozprawa filmowa na temat natury ludzkiej, ale jak już nadmieniłem nie w sposób grożenia palcem i bicia po głowie, ale mającej czasem naturę mistyczną pogadankę filozoficzno-etyczną, która podszyta jest zarówno Beckettem jak i Czechowem. Dlatego właśnie bardzo dobrze wplątane tu zostały te pewne „milczenia” fabularne jako element mózgowego poskładania tego, co widzimy na ekranie.
„Drive my car” jest jednym z najlepszych filmów 2022 roku, to pewne. Pewne jest też to, że Toko Miura, Hidetoshi Nishijima oraz Ryusuke Hamagachi swoimi kreacjami i reżyserią stworzyli jeden z najlepszych japońskich filmów ostatnich kilku lat. Jest to film długi, ale nie rozwleczony. Filozofujący, ale nie mędrkujący. W końcu aspirujący do arthouse’u ale nie do przeszarżowanej bufonady.
Ocena: 6/10