Recenzja filmu „Missing” (2023) Nicholas D. Johnson/Will Merrick
5 lat temu searching stało się ogólnoświatowym hitem kasowym (jak na swoją miarę i budżet). Koncept thrillera nakręconego jedynie z perspektywy smartfonów i komputera był całkiem ciekawy, całkiem świeży i całkiem znośny. Trochę puszczanie oczka do zwykłego człowieka, który codziennie przekopuje odmęty social mediów w poszukiwaniu poszlak o jakiejś osobie.
I właśnie teraz wychodzi kontynuacja, a właściwie film o tym samym koncepcie ale tym razem z inną historią. Lecz tutaj, już świeżości nie było, była za to uda i wtórność bo reżyserzy poszli na łatwiznę i zamiast wkomponować coś nowego w cały film zrobili upgrade starego pomysłu przez… zamienienie ról i płci. Tym razem głównym bohaterem jest dziewczyna szukająca matki, a nie ojciec szukający córki.
Trzeba też przyznać, że strasznie niemrawo ten film się rozkręca. A właściwie on się nie rozkręca na dobre nigdy. Jest ociężały i usypiający. Cala intryga jest grubymi nićmi szyta i infantylna. Dodatkowo sami bohaterowie to puste i płaskie charaktery. Trudno o jakieś napięcie, gdy jesteśmy wobec nich obojętni.
Można usprawiedliwić w pewnym stopniu film faktem, że miał on mikro budżet jak na taką skalę. Ale nie można usprawiedliwić tego, że wyszła lipa, a tak samo jak zapomniałem o „Searching” tak samo zaraz zapomnę o „Missing”. Po prostu płaski film. Oj, ten rok nie należy do najlepszych filmowo.
„Missing” to zupełnie bezwiedny film. Sam widz będzie missing (hehe) za dobrymi thrillerami, a nie takimi, które bazują tylko na picu, który wykończył swój patent po jednym filmie. Możliwe, że ten koncept będzie ciągnięty dalej. Ale w finalnym rozrachunku, nie wiem kogo to będzie obchodziło? Nuda i ziewanie.
Ocena: 3/10