Recenzja filmu „Babilon” (2022) Damien Chazelle
Po 4 latach niebytu filmowego, złote dziecko dzisiejszego Hollywood, czyli Damien Chazelle wraca z filmem o… Hollywood. Z tym, że jego pewna parafraza filmowa opiera się przede wszystkim na latach triumfu kina niemego. Choć w samym filmie dźwięku, dialogów i ogólnego filmowej muzyki jest wręcz pod kurek. A na dodatek jak to u Chazelle’a zwykło być okazale dla oka.
Dużo nieprzychylnych recenzji i głosów obiło się, jakoby „Babilon” był wydmuszką, pustym filmem etc. Cóż, może przez to malkontenctwo zmanierowanych lub zadufanych mądrych głów dałem filmowi mniejsze oczekiwania i… I oglądało mi się ten film całkiem dobrze. Może po prostu mam jakąś filmową słabość do Chazelle’a? Po prostu nadal się utwierdzam, że ten człowiek nie umie zrobić słabego, a nawet średniego filmu!
Brad Pitt znowu pokazuje, że jak chce to zagra na poziomie. Chociaż, jego postać mimo bycia całkiem udanej, wygląda jakby wyszła z reklamy cappuccino De Longhi, w której gra Pitt. Cóż, i taki kapucyniarz bawidamek też będzie okej. Trochę też trzeba wspomnieć o Margot Robbie, która zalicza swoją jedną z najbardziej udanych ról w życiu. Choć mam pewne zastrzeżenia co do jej manieryczności i mam wrażenie, że albo potrafi grać tylko psychopatyczne histeryczki, albo zupełnie bezwyrazowe szare myszki. Tu padło na to pierwsze, jednak gra o tyle przekonywująco i w konwencji, że wszystko się klei.
Rozmach tego projektu jest niesamowity, a sam film ekstatyczny. To jest widowisko, a nie kino moralnego niepokoju. Ma oczywiście to jednak podtekściki, ale nie są one jakimś smętem, który się nie zgadza z konwencją. Oczywiście, nie jest to film górnolotny jak już wspomniałem, ani prawdopodobnie nie jest to najlepszy z filmów Chazelle’a. Jest on najmniej angażującym emocjonalnie i najbardziej wtórnym z jego filmów, bo czerpie garściami z innych dzieł. Nie w tym rzecz, Chazelle się bawił, a ja także mam pewną radochę z tego, że mogę sobie oglądać ot takie niesforne wyczyny i kino rozrywkowe, ale w dobrym guście.
„Babilon” moim zdaniem może aspirować do bycia najlepszym filmem masowym 2023 roku! A mamy ledwo luty! Jest to film obiektywnie niezły, który połączy i kinomana i widza, który nie jest aż tak siedzącym „w kinie”. Nie warto też zwracać uwagę na malkontentów, bo w tym dziele kino nieme dostaje głos, dosłownie i w przenośni, a hołd dla niego Chazelle’a jest zwiewny i zabawny jak same konwencje owego, niemego hollywoodzkiego kina.
Ocena: 6/10