Recenzja filmu „Kokainowy miś” (2023) Elizabeth Banks
Elizabeth Banks jest słabą aktorką, ale najwidoczniej jest jeszcze gorszą reżyserką. Nie wiem, dlaczego jej powierzono nakręcenie bezbekowej miejskiej legendy o niedźwiedziu, który nażarł się kokainy i zjadał ludzi, ale jest to tak do bólu nieśmieszne, że trudno ten film oglądać, a Pani Banks powinna dostać order zgrzytających zębów.
Powiedzmy sobie szczerze, każdy ma jakiś guilty pleasure głupi film, który ogląda, a którego fenomenu nie zrozumie większość znajomych. Ja tak mam z „Ja, Irena i ja”, które oglądałem z 20 razy. Są też filmy tak złe, że aż dobre, te memiczne jak np. „The Room” i mistrzostwo świata Tommy’ego Wiseau. No ale „Kokainowy miś” to ani guilty pleasure, ani memiczny film. To film po prostu zły, badziewny i try-hardowy. Jawi się jakby naprawdę Elizabeth Banks włożyła na głowę snapbacka i w ręku z deskorolką przyszła do pokoju mówiąc: joł joł, ale jestem luźna babka co dzieciaki?
Przemilczeć dlatego trzeba już sam film i jego treść, bo to zupełne ciepłe guano i trzeba oszczędzać wzrok na takie gówienka (a moja też w tym rola, żeby przeczytać recenzje, a nie wydawać pieniądze, czy tracić czas na takie bzdury). Jednak rzeczą już totalnie nieudaną w tym filmie jest sam miś. CGI-owy niedźwiedź, który wygląda jak wyciągnięty z gry komputerowej z okolic 2005 roku. Naprawdę, efekty specjalne są przefatalne i trudno się to ogląda.
Nie wiem czemu kultowy „Chłopiec z ferajny”, legenda lat 80- tych i 90-tych, nieodżałowany Ray Liotta zdecydował się zagrać w tym filmie, co de facto doprowadziło do faktu, że… ten gniot był jego ostatnim filmem w karierze (Liotta zmarł w 2022 roku). No cóż, Liotta na pewno nie zasługiwał na tak żenując pożegnanie z kinem.
„Kokainowy miś” to film dla nikogo i zupełnie o niczym, na dodatek zły w kwestii formalnej jak i technicznej. Do bólu głupi i nudny. Zupełnie niepotrzebny. Nie jest to film-mem ani nic z tych rzeczy. To po prostu zwykły gniot.
Ocena: 1/10