Recenzja filmu „Morska bestia” (2022) Chris Williams
Po prawie dekadzie od ostatniego projektu, czyli całkiem udanej animacji „Wielka Szóstka”, Chris Williams wraca z nowym, również walczącym o Oscara projektem. „Morska bestia”, tym razem nie w dystrybucji Disneya, a Netflixa ma być zatem opowieścią łączącą przygodę z ekologią i umiłowaniem do zwierząt. I jak to wszystko wyszło?
Pomijając spłaszczenie fabularne pod kątem bycia jednak filmem dla najmłodszych, całkiem solidnie sprawdza się jako film dla każdego. Choć nie bez zastrzeżeń. Przede wszystkim, przyczepiłbym się do mało wiarygodnych motywacji bohaterów i potraktowania ich psychologii baaardzo płasko. Rozumiem, że to wszystko miało się zmieścić w krótkim czasie, jednak taka powierzchowność nie pomogła samemu filmowi. Bo scenariusz jest przynajmniej dobry.
Moc scenariusza polega przede wszystkim na jego niejednoznaczności, która ma być pokazana właśnie tej młodszej widowni. Otóż, nie ma tu podziału na dobro i zło, ale obiektywne po prostu istnienie dwóch antagonizujących się grup. Stronę wybierze widz, choć pewne podpowiedzi moralne są tu wrzucane po pierwszych dwudziestu minutach co kilka minut.
Dodatkowo, mamy tutaj ewidentną krytykę… monarchii. Tak, tak proszę państwa, wielka naturalna morska bestia niszcząca królewskie pałace. Końcowo też, nie jest to walka bestii (natury) z ludzkością, ale… ludzi samych z sobą. Przypomina tym samym serie „Jak wytresować smoka”. Tylko mniej sentymentalną i mniej złożoną.
„Morska bestia” może się podobać, szczególnie miłośnikom zwierząt i natury. Ale czy spodoba się każdemu? Eee… no może. Choć szczerze powiedziawszy, mimo wszystkich solidnych punktów, raczej jest to animacja do zapomnienia, a podobieństwo do „Jak wytresować smoka” przyćmi sam koncept.
Ocena: 5/10