Recenzja filmu „Bullet train” (2022) David Leitch
Jakoś nie za bardzo mnie zaskoczyło, że w ramach ocieplania swojego wizerunku Brad Pitt podjął się zagrania w powiedzmy średniej klasy akcyjniaku twórcy „Johna Wicka” i „Deadpool’a 2”. W końcu, po życiowych perturbacjach musi znowu nabić swój kapitał przez bycie znowu w jak największym gronie widzów popularny. Niemniej, Pitt jest osiągnął już imponujący powrót do pierwszej klasy aktorów, po tym jak dostał Oscara, i najwyraźniej już mu trochę nie zależy. W każdym razie, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, bo chyba wyjął kij z… no po prostu wyluzował.
Filmy Leitcha są przewidywalne. To mieszanka trochę kwasiastej komedii i sensacji. Z tym, że od jakiegoś czasu Leitch coraz bardziej ewoluuje w stronę bycia zabawiaczem gawiedzi, kosztem jakości. I tak, bo nudnym, wtórnym i zupełnie niepotrzebnym spin-offie chyba najbardziej absurdalnej oraz niepotrzebnej serii filmowej w historii, czyli „Szybkich i wściekłych” Leitch powrócił z bardziej (ale tylko trochę) wyszukanym projektem. Albo, lepiej ujmując, troszeczkę mniej wtórnym. Nie zgodzę się, że „Bullet train” to jakiś nowy Tarantino, tylko taki bardziej popcornowy. Eee, no nie.
Napisałbym, że to solidne kino rozrywkowe. Ale tak nie napiszę. Bo jest do bólu nie rozrywkowe. To znaczy, niby śmieszne, niby atrakcyjne dla oka ale zupełnie nieangażujące i nudne. W zalewie kilku filmów takiego typu rocznie od Marvela, taki film jest po prostu kolejnym DVD na półce, które za rok czy dwa zginie w odmętach pamięci.
Jakoś tak, w ogóle mnie nie dziwi, że Brad Pitt jest główną osią tego filmu. Bo oprócz niego i Taylora-Johnsona, nie znajdziemy tu zbyt nic ciekawego. Naprawdę, słyszałem tyle opinii: ahhh, jaka fabuła! No jaka? Prosta i z otwartym zakończeniem na kolejne części. Łał, wytwórnie robią film, żeby zbić kapitał na gustach szerokiej publiczności. Naprawdę wspaniałe!
Wracając do tematu, film może i w pewnym sensie jest poprawny (realizacja, gra itp.) to jest tak bezemocjonalny i w złym tego słowa znaczeniu komercyjny, że ekranowe mordobicie mam wrażenie miało zasłonić pustkę i chęci zwiększenia przychodów wytwórni oraz… wykorzystania powrotu i wyluzowania się Pitta w materii filmowej.
„Bullet train” to film szary, może nie na ekranie ale na pewno pod względem scenariuszowym i ogólnie konceptualnym. Jest to akcyjniak połączony z nieśmieszną komedią, która ma być śmieszna bo jest „fajna” i godząca w gusta tłumu. A co z niego wyszło? A taki o mierny film z Bradem Pittem. Do odhaczenia, do zapomnienia.
Ocena: 3,5/10