Recenzja filmu „Red Rocket” (2022) Sean Baker
Po ogromnym sukcesie „Projektu Floryda” Sean Baker wraca z równie celnym, mocnym i prześmiewczym komentarzem na temat społeczeństwa USA. Tym razem jego epopeja meliniarstwa skupia się nie wokół marazmu, ale karierowiczostwa i cynizmowi w otoczeniu biedy, zarówno tej materialnej jak i umysłowej.
Byłoby sporą stratą, gdyby Baker znowu nie zrobił wariacji na temat obywateli USA w czasach post-amerykańskiego snu. Na szczęście, została nam zaserwowana równie okazała fabuła co w przypadku wcześniejszych osiągnięć reżysera. Mamy tu domniemanie upadłą gwiazdę porno wracającą po latach tułaczki i podbijania branży w rodzinne strony. Podkulony ogon i samokrytyka, są tu jednak grubymi nićmi szyte, a z postaci z każdą minutą samozaparcie i siła woli przeradza się zwykły cynizm i cwaniactwo. Baker pięknie karykaturuje filary „amerykańskiego snu” i ciśnie z tej groteski najbardziej gorzko-słodkie sceny i metafory.
Nie można przejść obojętnie wobec realizacji filmu, bo Baker prawdopodobnie się przy tym świetnie bawił. Znowu mamy tu „grube ziarno” kadrów bijące z ekranu, jak z lat dziewięćdziesiątych i starych Kodaków. Z resztą, w ogóle przewodni motyw muzyczny, czyli mega hit NSYNC* jest tu tak pasujący, komiczny ale nie absurdalny, że Justin Timberlake powinien wysłać laurkę Bakerowi za wzmożone zainteresowanie jego legendarnym boysbandem. Choć… chyba Timberlake może i wolałby o NSYNC* zapomnieć.
Jak zawsze u Bakera nie ma tu monumentalnych nazwisk aktorskich i raczej film opiera się na mniej znanych twarzach. Nie jest to jednak nic złego, ba, Simon Rex grający głównego bohatera ma tu swoją rolę życia i wcale nie przeszkadza to, że do tej pory grał tylko drugoplanowe role w filmach klasy XYZ. Dodatkowym, jeszcze bardziej imponującym faktem na zmysł castingowy reżysera jest to, że całe show kradnie tu Suzanna Son zaliczająca tu swój pełnometrażowy debiut aktorski.
„Red Rocket” to świetny komentarz społeczny ale i zgrabne wyśmianie pewnych figur moralnych, a także samego USA. Baker znowu poprzez komedyjkowatość formy daje nam film zwiewny, lekki i przyjemny, ale przede wszystkim film nie beztreściowy. Choć, przyznam, że „Projekt Foryda” jednak nadal zostanie moim bakerowskim faworytem.
Ocena: 6/10