Recenczja filmu „Seneca” (2023) Robert Schwentke
Jeden z najbardziej znanych aforyzmów Seneki to parafrazowane na wszelkie sposoby przez liberałów ekonomicznych: kto się boi, jest niewolnikiem. A i owszem, i pod tymi słowami mogliby się podpisać właściwie wszyscy filozofowie szeroko pojętych nurtów od XIX wieku do dzisiaj zaczynając na przykład od Kierkegaarda przez Nietzschego po Žižka. Nie ma tu wyróżnienia, czy poglądy owych są liberalne, socjalne etc. W tym sęk, że Seneka jako jeden z największych filozofów stoickich, a właściwie obok Marka Aureliusza najbardziej znany filozof stoicki starożytnego Rzymu nie był do końca pozbawiony strachu, a właściwie, bał się bardzo mocno. Tylko ubierał swoją mądrość w retorykę.
Jest coś przewrotnego i znamiennego w fakcie, że Seneka tak cenił twórczość innego związanego ze stoicyzmem filozofa-retora, Cycerona. Oczywiście Cyceron do końca stoikiem nie był, ale dużą część jego dogmatyzmu stanowią wpływy stoickie, co również było widoczne w późniejszych dziełach jak „Pochwała Katona”. Niemniej, obydwaj panowie byli wybitnymi retorykami i aforystami, jawili się jako mężowie stanu, a skończyli jako trzęsący się z przerażenia skazańcy. Obaj mamili pięknymi słowami o cnotach, a skończyli w ozłoconych pałacach.
I tutaj wchodzi właśnie cały na biało Robert Schwentke i John Malkovich, którzy postanowili zrobić iście antyczną tragedie z elementami nowoczesnej groteski teatralnej z losów Seneki. Jako że jestem miłośnikiem dramatów scenicznych w kinie, a operowanie dialogiem uważam za rzecz wspaniałą jeśli jest ona faktycznie podjęta, z entuzjazmem podszedłem do tej produkcji. Ba! Jako człowiek uwielbiający zgłębiać dogmaty stoickie był to wręcz wymarzony film dla mnie. No i mógłby być. Ale mimo tego wszystkiego co założono, nie do końca wyszło. A właściwie w dużym stopniu nie wyszło.
Stoickie ścieżki życia są jak spłaszczone koło i jak losy Cycerona i Seneki rymują się, tak i los Marka Aureliusza z Kommodusem oraz Seneka z Neronem są alegoryczne. Wielki mistrz i uczeń potwór. Punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia – taki truizm można przytoczyć i tu, bo z jednej strony za bestialstwo Nerona (nomen omen, który pozbawił życia kilku stoików za cichym przyzwoleniem Seneki) można obarczać jego mistrza, z drugiej strony pierwszy piroman Rzymu był osobą zaburzoną psychicznie, psychopatą i narcyzem, którego posadzanie na tron było już mieszanką wybuchową, a sam Seneka nic nie mógł tu zdziałać, nawet jeśli by gadał młodemu cesarzowi aforyzmy oraz przykłady dialektyczne i 2000 lat.
Reżyser jednak idzie w ocenę Seneki. Bardzo surową ocenę. Seneka jawi się jako nadzwyczaj inteligentny ale nadzwyczaj mało cnotliwy i bojaźliwy retor. Nie ma w nim krzty filozofii czystej, pokazany jest on jako karykatura filozofa, zupełna odwrotność Sokratesa, na którego się powołuje przed samobójczą próbą. Seneka nie dość, że jest wręcz ową karykaturą Sokratesa, to i umrzeć jak Sokrates nie potrafi. Wszystko jest u niego pretensjonalne, wymuszone, godne pożałowania. Gdy umierał Sokrates, wygłosił taką przemowę, że Platon potem spisał jego monolog w formie swojego największego obok „Państwa” dzieła. Gdy umierał Seneka jest tylko obrzydzenie i pogarda, żałość. To jego żona umarła śmiercią heroiczną, on, pozbawiony natury praktyka, a jedynie tchórzliwego mędrca na usługach matki Nerona za pieniądze tyrana był ot takim gadułą. „Neron ostrzegł mnie, że mówisz bardzo śmieszne żarty” te słowa centuriona, gdy Seneka mami go aforyzmami są najlepszym podsumowaniem tej postaci, jego aforyzmy były śmieszne, bo były pustą gadaniną. Nie były by nią, gdyby choć raz przestał drżeć i praktycznie według swojej filozofii poszedł drogą cnoty. Schwentke wytyka mu to z całą mocą i wali młotem w gipsowy posąg Seneki tak, aby rozbić go na kawałki.
„Seneca” to film jednak dość miernie udany formalnie i choć sam zamysł był świetny i całkiem mnie zaabsorbował to szczerze wątpię, że ktoś nie mający równie dużego entuzjazmu ku historii starożytnej i filozofii stoickiej równie widziałby w tym jakiś większy sens. Śmiem wręcz w to wszystko nie wierzyć, a Schwentke znowu zostanie odebrany jako moralista bez pokrycia. Cóż, muszę przyznać też, że sama ocena Seneki przez Schwentke, jego punkt widzenia, o ile uzasadniony, o tyle trochę przesadzony i sama spuścizna Seneki została jednak jakoś zachowana i doceniona, więc absolutyzm moralny reżysera trochę drapie się z faktycznym impaktem Seneki na całą naszą moralność stadną, a przede wszystkim na moralność chrześcijańską, na którą rzymski retor miał ogromny wpływ.
Ocena: 5/10