Recenzja filmu „Opłacone krwią” (2016) Ben Younger
Vinnie Paz bardziej mi się kojarzył z rapem niż z pięściarstwem, przez fakt, że latami bardziej interesowałem się muzyką niż boksem. Cóż, myślę że nieprzypadkowo członek „Jedi Mind Tricks” przyjął przydomek po legendzie boksu. Może Paz nie był legendą w sensie stricte ilości zwycięstw czy mistrzostw jak Ali, Mayweather czy Tyson ale przede wszystkim z faktu walki o swój sukces.
Na początku nic nie wskazuje na to, że to będzie inna historia niż wszystkie bokserskie opowiastki. Buńczuczny początkujący bokser, który ma przed sobą świetlaną przyszłość, ale zdaję się że sam sobie stawia kłody bod nogami przez swoje złe wybory i aroganckość. Wszystko zmienia się kiedy główny bohater, właśnie przez arogancje, ulega wypadkowi samochodowemu. Pazienza łamie kark. Kariera zostaje przerwana w ułamku sekundy, a mistrz przykuty do szpitalnego łóżka dostaje informacje o tym, że na pewno nigdy już nie zawalczy i prawdopodobnie nigdy nie będzie chodził. Vinnie nie może pogodzić się z perspektywą bycia wegetującym, byłym mistrzem do końca życia. Zostaje mu zamontowana śrubami metalowa obręcz mającą stabilizować jego kark i głowę w jednej pozycji. Dodatkowo wszystko szczelnie podparte gipsową zbroją. Pazienza początkowo popada w marazm i zrezygnowany żyje życiem człowieka bez nadziei. Psychika mistrza jednak daje o sobie znać, a trener Kevin Rooney (w tej roli Aaron Eckhart) przez poruszenie ambicji Pazienzy zaczyna go powtórnie trenować, tym razem w pełnym medycznym osprzęcie przypominającym średniowieczne narzędzie tortur. Samozaparcie i chęć udowodnienia światu, ale przede wszystkim sobie, że nadal ma się tę siłę, że marzenia można zdobywać choćby się otarło o milimetry od kalectwa. Vinnie w końcu po pół roku wychodzi z metalowej zbroi przytwierdzonej do głowy, ale nadmienia, że nie weźmie środków przeciwbólowych przy wyciąganiu śrub z czaszki. „Nigdy nie brałem narkotyków i nie będę brał!” krzyczy i rzuca sobie kolejne wyzwanie w imię swoich zasad i celów. Końcowo wraca na ring i po trzynastu miesiącach od wypadku zostaje mistrzem. Osiągnął coś niemożliwego.
Czy ta historia jest niezwykła? No cóż, malkontenci powiedzieliby, że nie, że mieliśmy już takich historii na pęczki. Czy ta historia jest sfilmowana w sposób niezwykły? Nie, absolutnie przypomina na myśl każdy biopic bokserski. Co więc jest w nim takiego wyjątkowego? Wyjątkowy jest chart ducha, który aż wylewa się z ekranu. Ben Younger trzyma nas przez prawie dwie godziny za głowę i każe oglądać jak człowiek walczy z własnymi słabościami, mimo bólu, porażek i zwątpienia wygrywa. Samo obsadzenie Milesa Tellera jako Vinniego Paza ma w tym pewną zasługę. Teller jako aktor o aparycji chudego podlotka zmienia się w mistrza pięściarstwa zarówno muskulaturą jak i charakterem i aparycją. Gra tu rolę, jakiej trudno szukać w jego filmografii.
„Opłacone krwią” nie jest filmem o spełnianiu marzeń. Jest filmem o walce z samym sobą i swoim subiektywnym światem, na którego składa się całe nasze życie. Kiedy nastaje ostatnia scena i dziennikarka po wygranej walce pyta Paz’a jakie największe kłamstwo usłyszał w życiu, odpowiada: „to nie takie proste”. Żywy dowód na to, że jeśli ma się odpowiednio silną wolę i nieskruszone łaknienie zwycięstwa, „największe kłamstwo świata” zostanie obalone na deski w ostatniej rundzie dwunastorundowej walki z samym sobą.
Ocena: 6/10