Recenzja filmu „To Leslie” (2022) Michael Morris
Niszowy, niespektakularny film awangardy amerykańskiej dostaje nominacje do Oscara. Jest to coś na pewno niecodziennego, zważając na fakt, że w całej puli mamy tu same dzieła typu „Top Gun: Maverick” i „Avatar: Istota wody”. Jednak, ta nominacja przypada tu ze względu na rolę Andrei Riseborough i wokół niej jak cały film praktycznie będzie się ta recenzja skupiała.
Dużo było głosów, że Riseborough nie zasłużyła na nominacje. Że film to pewnie jakiś badziew i w ogóle nuda, na co to komu. Powiem szczerze, film jest w pierwszej połowie zupełnie przeciętny, żeby nie powiedzieć dość słaby. Co jednak się dzieje w drugiej połowie, unosi ten film do statusu solidnego kina niskobudżetowego, niszowego. A faktem, który ten film w ogóle trzyma jest rola właśnie Riseborough.
Noo, jednak jeszcze można podciągnąć trochę występ Marc’a Maron’a, jednak nie on tu jest gwiazdą wieczoru, dlatego tylko wspominka. Wracając do aktorki głównej tego filmu, jest tu ona niezaprzeczalnie ozdobą, choć właściwie przez większość trwania filmu odpycha. Jest postacią odpychającą, do bólu antypatyczną i wyrządza jedynie ból. Fakt. Jednak w tym jej triumf, że przedstawiła tak angażująco emocjonalnie swoją postać, a przy tym tak kameralnie, właściwie bazując tylko na swojej osobie, że jest to bezsprzecznie nominacja oscarowa w pełni zasłużona.
„Z tobą przegrać to jak wygrać”, a chciałoby się odwrócić powiedzenie i jako konkluzje filmu powiedzieć, z nią wygrać to jak przegrać. Tylko pytanie się jawi, czy to otoczenie przegrywa z główną bohaterką, czy główna bohaterka z alkoholizmem? I dlaczego wszystko jest tu na opak i to syn musi użerać się z matką, a nie na odwrót?
„To Leslie” to nie jest wielki film. Jest po prostu niezłym filmem niszowym, nie spodoba się przy tym szerokiej publiczności i nie zdobędzie rozgłosu. Nie o to jednak chodzi, myślę że ta nominacja to trochę puszczenie oka akademii do niezależnych twórców, że nie tylko Sundance w USA ma szanse ich wypatrzeć.
Ocena: 5/10