Recenzja filmu „Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu” (2022) Ryan Coogler
Marvelowskie franczyzy od początku chcą nam przekazać pewne retoryczne treści. Czy to bardziej czy mniej naiwne i czy to bardziej czy mniej populistyczne. Niemniej, dla mnie jakimś absurdem jest po raz drugi obsypanie nominacjami do Oscarów filmu z serii „Czarna Pantera”. Ale dobrze, dałem szansę filmowi. Luz, bez oględzin nie będę się rozpisywał. No i po seansie można stwierdzić, że obawy i absurd tych nominacji był uzasadniony.
Rozumiem intencje twórców. Żeby to był hołd dla zmarłego Chadwicka Bosemana, żeby to była metafora kolonialnych krzywd, żeby to był film, który pokazuje „coś magicznego i duchowego” w normalnym życiu, pomaga radzić sobie ze stratą i być takim, który pokazuje siłę wyższą, a także pokazuje kobiecą siłę, szczególnie afrykanek. No i co, ehhh, no i wyszedł klops, który ani to kinem bohaterskim nie jest, ani też obyczajówką. Tylko zamysł bycia hołdem i pamiątką Bosemana tu zagrał. Inne kwestie tu zostały wręcz pokazane karykaturalnie, ale cóż to jednak Marvel i muszę być bardziej wyrozumiały. Chociaż…
Chociaż nie, nie chce mi się już naprawdę oglądać kolejnego filmu o komiksowych bohaterach robionych na jedno kopyto i grających na tych samych nutach. Jest to wtórne, że oczy bolą. Ta pozorna głębokość to pic i balansowanie na cienkiej granicy, tak żeby masowy widz nie miał niedopowiedzeń i wszystko zrozumiał. A przez to nie wychodzi żaden balans, tylko jakieś koślawe pląsy.
Dużo bardziej bym zamiast tej przebieraniny i CGI wolał obejrzeć dobrze skrojony dramat, a nie takie popkulturowe pierdy udające coś czym nie są. Zostawiłbym może… soundtrack? Faktycznie, te opinie były uzasadnione i ścieżka dźwiękowa jest solidna i daje tam jakiś folkowy klimat. Na tym i na realizacji formalnej można jednak zakończyć pozytywy. Bo film jest po prostu płaski i wywołuje tylko przewracanie oczami.
„Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu” to zbyt wielkie ambicje, zbyt płytkiego sortu filmowego. A właściwie, to robienie pozorów swojej wielkości i wykorzystywanie kurtuazji widzów, krytyków i Akademii Filmowej do robienia sobie dobrego pijaru. Cóż, Disney miał powody, żeby zrobić ten film (przynajmniej według nich), zrobił, zgarnął nominacje, zgarnął box office i laury. I co im teraz zrobisz, że to wszystko jest na wyrost?
Ocena: 3,5/10