Recenzja filmu „Żeby nie było śladów” (2021) Jan P. Matuszyński
Historia śmierci Grzegorza Przemyka jest obok zabójstwa Stanisława Pyjasa najbardziej znaną naocznością zbrodniczego terroru milicji w PRL-u wobec jednostek. Niestety, ma się wrażenie, że historia zabójstwa Przemyka z roku na rok zaciera się i nie jest już w ogóle wspominana przez zarówno media głównego nurtu jak i ogólnie nie istnieje w debacie publicznej. W ogóle tak jakby zbrodnie minionego systemu zostały odstawione na trzeci plan. Zatarte w świadomości społecznej i nie wywierające już żadnego wrażenia na polskim społeczeństwa.
Naprzeciw tendencjom i jakby w opozycji do zaniechania pamięci wychodzi Jan P. Matuszyński i serwuje prawie trzygodzinny film o zbrodni systemu wobec młodego studenta. Właściwie skupia się na samym funkcjonowaniu po całym zdarzeniu, a nie na samej śmierci Przemyka. Jest tu niesamowity zmysł twórczy Matuszyńskiego, bo zamiast serwować nam jak w setkach innych filmów martyrologie ofiary, rozciągniętą przez długość filmu, Matuszyński uświadomić chce to jak bardzo plugawym i zabetonowaną dystopią był PRL. No, może nie w każdym aspekcie, ale szczególnie jeśli chodzi o wymiar sprawiedliwości i same organy władzy.
Zganiłem w jednej recenzji to, że użyto prawie 30latka do odegrania roli nastolatka, ale muszę się walnąć w pierś gdyż ponad 30letni Tomasz Ziętek akurat w tym filmie gra dość wiarygodnie dziewiętnastolatka. Samo oddanie realiów minionej epoki jest niezwykle szczegółowe, co nie jest żadnym zdziwieniem bo Matuszyński już poprzez realizacje „Ostatniej rodziny” i „Króla” dał się poznać jako perfekcjonista tła.
W całym tym wachlarzu okazałości nie można jednak nie mieć wrażenia, że film ma dwa mankamenty. Po pierwsze, miejscami jest niesamowicie broszurowy, a widz ma wrażenie, że czyta książkę historyczną, albo dobrze zrealizowany odcinek dokumentu historycznego. Po drugie film jest nieco zbyt rozciągnięty. Rozumiem pieczołowitość reżysera, ale trochę było jej za dużo. Pomnik Przemyka i nagana dla PRL-u zmieniły się niestety w broszurę muzealną lub dokument na TVP Historia, gdzie mniej zaznajomieni z realiami systemowymi i politycznymi będą mieli lekkie problemy z odnajdywaniem się. No ale jednak trzeba nadmienić, że ta „muzealna broszura” jak ją nazwałem (trochę na wyrost i uszczypliwie) jest jednak broszurą wstrząsającą i świetnie wykonaną.
„Żeby nie było śladów” jest filmem o zbrodni, której zapomnieć nie wolno, a także o systemie któremu pobłażać jest wstyd. Nie jest to przy tym szkoło-naganiacz, który by zaciągał na siłę licea żeby zaznajamiały się z tematem. To bardziej świadomy akt przywrócenia pamięci ofiarom tamtego systemu, bo Ś.P. Grzegorz Przemyk, jego matka czy kumple mogli być każdym w tamtym systemie. I każdy jak Grzegorz Przemyk mógł zniknąć w protokole milicjanta.
Ocena: 6/10