Recenzja filmu „65” (2023) Scott Beck/Bryan Woods
Adam Driver przeżywa prawdziwy rozkwit swojej formy aktorskiej i wspiął się na szczyt w zaledwie kilka lat od wypłynięcia na wierzch Hollywood. Oscar dla tego aktora to kwestia czasu, a jego role są zazwyczaj zdecydowanie najlepszymi w danym filmie. No i… Driver postanowił to wszystko trochę popsuć. Albo po prostu znudziło mu się granie w dobrych, niezłych, średni i znośnych filmach.
Wybrał więc angaż w kosmicznym Parku Jurajskim. I nawet sam tańczący i śpiewający Jack Nicholson u boku Drivera by tego nie uratował, bo „65” zasługuje na miano najgorszego, a może i najnudniejszego filmu tego roku. Ten film po prostu przyprawia o ziewanie i usypia na stojąco.
Wszystko jest w nim na siłę. Fabuła i motywacje na siłę, walka Drivera z dinozaurami na siłę, same dinozaury jakby na siłę żarły się z aktorem. „No zeżryj mnie, ja ciebie strzelę, potem będzie wybuch i puuum. Wszyscy są zadowoleni”. Właśnie tak sobie wyobrażam dialog Drivera z komputerowym dinozaurem. Może i powinni zrobić to w takiej konwencji? Zamiast przez 90 minut męczyć widza potykającym się o gałęzie i własne nogi Driverem w piżamie strzelającym do losowych dinozaurów.
Co jeszcze oprócz samej nudy? Wykonanie. Są momenty, gdy wręcz efekty specjalny budzą politowanie. Wyglądają po prostu jak wyciągnięte z filmowego przerywnika gry komputerowej sprzed 20 lat. Taki budżet i taka fuszerka? Nooo… nieładnie Sony, poszliście na łatwiznę.
„65” to jest głupotka roku, najgorszy film w filmografii Adama Drivera i film zmierzający do niczego – to na pewno. Czy zmieni ten wyskok karierę aktora na gorszę? Wątpię. Czy zmieni moje popołudnie na gorsze? Oczywiście, że nie. Za chwilę zapomnę, że taki film miał miejsce. Także podsumowując: słabo, nudno, bezemocjonalnie. Jeśli jednak to jednokrotny wybryk Drivera. To ujdzie mu to płazem.
Ocena: 1/10