Recenzja filmu „Caravaggio” (1986) Derek Jarman
Derek Jarman był istnym oryginałem w gremium brytyjskich reżyserów. Właściwie nie do końca reżyser, a bardziej awangardowy malarz używający jedynie filmu jako formy przez całe życie portretował wielkie postacie z podszyciem homoerotycznym, od Ludwiga Wittgensteina przez Edwarda II po Caravaggia właśnie.
Dość mówić o samym Jarmanie, bo trzeba by tu się było rozpisywać na 300 stron, skupmy się jednak na samym dziele o życiu i śmierci jednego z największych włoskich artystów wszechczasów. I chwała Jarmanowi za to, że sportretował Caravaggia takiego w jakim był, a nie zrobił kolejnego nudnego biopicu, tylko niesamowicie ekscytujący, przepięknie zrealizowany film.
Z resztą Jarman był historykiem sztuki, więc trudno by było mu ze względu na swoją pedanterie o oszustwo retoryczne. Nie byłoby jednak tego wszystkiego, gdyby nie fenomenalny trójkąt aktorski Terry-Swinton-Bean. Niech o tym jak świetnie zagrali Swinton i Bean świadczy to, że właściwie to właśnie ten film napędził ich karierę.
Bezpruderyjność, bezkompromisowość i bezeceństwa reżysera są czymś niesamowitym, co za pewne sam Caravaggio by pochwalił. To wszystko włączone w jeden wielki ruchomy obraz z perfekcyjnym operowaniem światłocienia to iście pośmiertne dzieło samego Włocha. I to wszystko zrobił Brytyjczyk! Chichot losu.
„Caravaggio” to najbardziej znany film Jarmana i jego największy triumf filmowy, co do tego nie można mieć wątpliwości. Czy jest to jednak jego najlepszy film? To już sprawa dyskusyjna. Tym niemniej, jest to prawdopodobnie najlepszy w historii biopic o tematyce malarskie i wątpię by ktokolwiek inny zrobił tak piękną laurkę wielkiemu włoskiemu bandycie-artyście, Caravaggiowi.
Ocena: 6,5/10