5. Mąż dla Anny Zaccheo – 1953

De Santis nie był takim estetą jak reszta neorealistów i to widać. Szczególnie „Mężu dla Anny Zaccheo”, bo reżyser skupił się głównie na samej merytoryce. O ile sam moralny niepokój jest tutaj niezły, a psychologiczność filmu całkiem dobra, o tyle przeszkadza brak polotu w formie, chociażby cień udawania, że aspiruje się do większego dzieła.
4. Nie ma pokoju pod oliwkami – 1950

De Santis bawi się w połączenie kina sensacyjnego, romansu i neorealizmu. Wychodzi mu połączenie drutu kolczastego z jeżem, ale nie można mu odmówić, że nie próbował. Raf Vallone to niedoceniony aktor i ulubieniec De Santisa, a tutaj gra swoją jedną z życiowych ról co podnosi rangę filmu.
3. Rzym, godzina 11 – 1952

De Santis próbuje być ideologiem i socjologiem. Wychodzi mu to dobrze, jednak nie wychodzi mu tu do końca dzieło pełne artystycznie. Niby jest to jeden z filarów neorealizmu, mnie jednak mimo chęci znowu nie przekonał. Choć doceniam samą warstwę merytoryczną.
2. Dni miłości – 1954

Mastroianni u De Santisa to odskocznia od Rafa Vallone jako męskiego twardziela. Prosta, wiejska historia o szukaniu swojego świata między potrzebą miłości, legalizacją i utrzymaniem jej, a walką o pieniądz. Wychodzą tu marksistowskie ciągotki De Santisa, jednak po raz kolejny nie umie być subtelny, choć z drugiej strony jego ideologizowanie jest tu bardziej zwiewne niż wcześniej.
1. Gorzki ryż -1949

Zdecydowanie najlepszy i najbardziej znany film De Santisa. Świetnie zrealizowany film i w końcu De Santis łączy skutecznie ideologie z kinem. Wychodzi z niego prawdziwy idealista i filozof, pokazuje wielką klasę retoryczną, a przy tym spektakularne wyczucie metaforyczne oraz niesamowitą estetykę. Wielkie, małe kino i niezapomniana scena szału robotnic na polu ryżowym. Kino noir połączone z neorealizmem i filozofowaniem? Wchodzę w to!