Recenzja filmu „Matka” (2023) Niki Caro
Po fatalnym zekranizowaniu aktorskiego „Mulan” Niki Caro wróciła z netflixowskim akcyjniakiem z J.Lo w roli głównej. Ten film na pierwszy rzut oka wygląda jak typowy, wtórny i nudny film akcji od Netflixa, ma fabułę jak typowy, wtórny i nudny film akcji od Netflixa, ale niech was to nie zwiedzie – to jest typowy, wtórny i nudny film akcji od Netflixa!
Trudno właściwie coś konstruktywnego pisać o filmie, którego cały pomysł (budżet z resztą chyba też) opiera się na obsadzeniu Jennifer Lopez w roli matki-zabójczyni. Pozorny samograj. No niby tak. Niby, bo to tak nie działa. Film akcji sam się nie zrobi jeśli zrobimy jakieś głupie heist story o matce opuszczającej córkę i wracającej, aby ją uratować. Naprawdę, scenarzyści Netflixa zarabiali by miliardy w latach 90-tych gdzie takie potworki wychodziły co chwilę.
No ale tutaj mamy przecież Jennifer Lopez! No i co? Nie wiem jak ma mi tą głupią, nudną i nieudolną wtórność wynagrodzić obecność na ekranie J.Lo. Z całym szacunkiem do „dziewczyny z bloku”, ale jej cameo filmowe to nie są już wydarzenia. To po prostu odcinanie kuponów od własnej sławy. A i sama Jennifer za bardzo dobrą aktorką nie jest, co także dobitnie widać tu, gdzie jej gra zakrawa czasem o groteskę, a nie tragedię.
„Matka” to najzwyklejszy w świecie wymarketingowany netflixowski gniot akcji z fatalnym scenariuszem, jeszcze gorszą reżyserią, brakiem pomysłu i brakami budżetowymi, szczególnie jeśli chodzi o drugi i trzeci plan aktorski. Wszystko się na dodatek kręci wokół J.Lo, ale tu także lipa, bo mega gwiazda po prostu nie gra dobrze, a wręcz, gra źle i nie unosi nawet w 1/100 atencji jakiej jej poświęcono. Strata czasu, Netflix nie uczy się na błędach i nadal karmi nas odgrzewaną kaszaną.
Ocena: 1,5/10