Recenzja filmu „Prześwietlenie” (2022) Cristian Mungiu
Cristian Mungiu, gigant rumuńskiego kina wraca po prawie 7 latach nieobecności z nowym komentarzem społecznym. Co prawda jego „Egzamin” nie był specjalnie udanym filmem jednak nawet iluzorycznie zrobił wokół siebie szum. O dziwo jednak, mam wrażenie, że o wiele bardziej nośne tematycznie „Prześwietlenie” przemyka bezszelestnie.
A fakt faktem, że nowy film Mungiu to może nie powrót do formy sprzed lat reżysera, ale jego lekkie odbicie ku progresowi. Przede wszystkim ze względów formalnych, Mungiu bardziej się postarał o stworzenie filmu spójnego w każdej materii. Dodatkowo porusza kwestię drażniącą i piekącą – emigrantów z bliskiego wschodu w Europie.
Czy to faktyczny monolog Mungiu, czy tylko lanie wody pod festiwale i publikę? Trudno powiedzieć, jednak obawiam się, że miejscami Mungiu idzie w „Prześwietleniu” w klisze pod tezę. Oczywiścię, tezę bolesną, ale jednak nie zostawia nam choć centymetra na swój umysł. Dodatkowo to, co czyni ten film przebłyskiem, paradoksalnie utapia go. Mungiu brutalnie i surowo pokazuje rumuńską prowincje, bardzo, bardzo głupio i upokarzająco. I może to być przejaw mocnego plaskacza moralnego w drżących ze strachu „mocnych” ludzi z prowincji, a może też być zupełnie pretensjonalnym i nierzeczywistym oraz zwyczajnie głupim przedstawieniem tychże ludzi. Tu wypływa bolączka również polskich filmów, albo w tę, albo we w tę.
„Prześwietlenie” to średni film. Nie oszukujmy się i nie mydlmy sobie oczu, że Mungiu jako wielki reżyser zrobił wielki film, bo nie zrobił. O ile jest to jakiś krok ku odzyskaniu formy prze Mungiu, o tyle jakoś nie ma on duszy. Bardziej przypomina skrzyżowanie broszury z gazetą i tanim szantażem z klasyfikowaniem ludzi na prawo i lewo.
Ocena: 5,5/10