Recenzja filmu „Rój” (2023) Bartek Bala
Debiut pełnometrażowy Bartka Bali był dosyć głośny. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę specyficzną formę dystrybucji. Czy pay-per-view filmowe mi się podoba? Nie przeszkadza mi – tak należy stwierdzić.
Cały koncept filmu i jego konsekwentna kameralność zamknięcia na odizolowanej wyspie jest niezły, a nawet intrygujący. Dodatkowo mamy dzikiego Eryka Lubosa i rolę życia Romy Gąsiorowskiej.
Mam jednak pewien zgrzyt. Bo ten film nie jest aż tak wciągający i angażujący jakbym się spodziewał, a sama obyczajność i dialektyka postaci to kartoniada. Wszystko by zagrało lepiej, gdyby popracować nad dialogami i monologami bo naprawdę jakoś psują odbiór całego dzieła i zniekształcają je w mało wiarygodny.
Mimo wszystko doceniam próbę podjęcia tego przedsięwzięcia, a przede wszystkim doceniam role Lubosa i Gąsiorowskiej bo to one robią z tego filmu solidne rzemiosło. Widać, że Bala ma pewną iskrę wizjonera i psychologa, jednak gdyby to zgrabniej przełożyć na realia filmowe, wspięto by się na poziom wyżej.
Ale nie uważam, że jest to debiut zły. Wręcz przeciwnie, jak na debiut pełnometrażowy można uznać ten film za naprawdę solidne rzemiosło z perspektywami na więcej. Tym razem może na wielkim ekranie?
„Rój” to debiut i eksperyment zarazem, niezwykle ambitne i ryzykowne przedsięwzięcie. Wyszło do pewnego stopnia. A do pewnego stopnia stworzono film bezemocjonalny i silący się na bycie retorykiem swojej własnej prawdy wynikającej z samego bytu przedsięwzięcia.
Ocena: 5/10