Recenzja filmu „Mafia Mamma” (2023) Catherine Hardwicke
Catherine Hardwick stworzyła wspaniałych „Królów Dogtown”. Catherine Hardwick stworzyła również okropny „Zmierzch”. Jest więc reżyserką o karierze sinusoidalnej ale jednak w miarę udanej. Tym razem poszła w komedię z dwoma damskimi ikonami kina – Toni Colette i Monicą Bellucci.
No i nic z tego, znowu ogromna klapa. Oj szkoda obydwu aktorek, szkoda. Bo wwaliły się w taki kanał klasy B, że trudno nie zgrzytać zębami. Po prostu straszny gniot.
Pomijając tragiczny scenariusz i koncept, klisze z taniej nieśmiesznej komedii i wykonanie godne jakiegoś podrzędnego serialiku na Netflixie – ten film w ogóle się nie klei. Dialogi żenujące, drugi i trzeci plan aktorski tragiczny, a całość niezbyt strawna.
Rola Toni Colette w tym filmie jest jedną z najgorszych w jej karierze, a aparycja w jaką ją wrobiła Hardwicke jest nie do zniesienia. Bellucci trochę bardziej znośna, ale jej jest zdecydowanie na ekranie mniej.
Trudno w ogóle nawet nazwać ten film wakacyjną głupotką – bo jest wielką głupotą i nierozsądkiem w ogóle rozważać ten film do obejrzenia, chyba że chce się sobie samemu zepsuć popołudnie.
„Mafia Mamma” to jest odcinek jakiegoś sitcomu z Polsatu z Bondem i kinem klasy XYZ. Równie dobrze mógłby tam być głównym aktorem Andrzej Grabowski, a ja nie widziałbym różnicy. Niemniej, „Świat Według Kiepskich” był chociaż śmieszy.
Ocena: 2/10