5. Do utraty tchu – 1960

Debiut pełnometrażowy Godarda i jego najbardziej znane dzieło. Nie można filmowi odmówić ikoniczności, która już trochę została wyświechtana i przerobiona na każdą stronę. Niemniej, nie można nie przyznać tego, że Godard nie był twórcą oryginalnym i jedynym w swoim rodzaju. Ja jednak odnoszę wrażenie, że cały film dźwiga tu Belmondo, który gra rolę życia i jedną z najlepszych ról męskich w historii kina.
4. Szalony Piotruś – 1965

Znowu współpraca Belmonda z Godardem, tym razem w towarzystwie muzy Godarda – Anny Kariny. Znowu jest to popis aktorski francuskiego aktora, ale i bardziej dojrzałe spojrzenie na życie i komentarz społeczny samego Godarda. Widać, że oprócz szokowania formą zechciał trochę bardziej zsyntezować ją z treścią formalną. Duża nisza interpretacyjna i mocne wyśmianie pretensjonalności „dzieci studenckiego maja”.
3. Żyć własnym życiem – 1962

Godard idzie w poważniejszą obyczajówkę dodatkowo wtrącając słynną scenę dialogu filozoficznego (nomen omen, najlepszej sceny filmu). Właściwie można powiedzieć, że cały film jest rozprawą filozoficzno-psychologiczną na pojęciem „niezależności” w naszej rzeczywistości i czy właściwie jest ona możliwa. Tym bardziej jeśli się jest kobietą we wczesnych latach 60-tych.
2. Męski – żeński: 15 scen z życia – 1966

Jeśli weźmiemy ten film dosłownie – niesamowicie irytujący film z niesamowicie irytującym głównym bohaterem męskim. Jeśli weźmie się przez pryzmat satyrycznego spojrzenia Godarda i autoironii – no, gość umiał się śmiać z samego siebie i swoich kulturowych „dzieci” i „krewnych”. Przewrotność opowiadania pół żartem, pół serio o „dzieciach Marksa i Coca-Coli” przez pryzmat ogółu społeczeństwa lat 60-tych we Francji to rzecz niezwykła, a końcowy dialog Chantal Goyi po całym filmie rozbraja pustkę architektury ideologicznej ówczesnych „małych rewolucjonistów”.
1. Pogarda – 1963

Najbardziej deprymujący i brutalny psychologicznie film Godarda. Niemniej, najpiękniejszy i najbardziej udany. Godard molestuje widza i przeciąga go przez 100 minut studium rozpadu związku wlekąc po meandrach psychologicznych zarówno mężczyzny jak i kobiety dodatkowo wszystko syntezując z antycznymi tragediami i krytyką „sztuki na akord”. Mnóstwo dygresji mimo kameralności. Godard w przeciwieństwie do Rohmera nie daje ukojenia, a doprowadza widza do niepokoju podświadomości.